Artykuły » Cuda i Łaski Boże - nr 11/71 listopad 2009 » Zapłonąć światłem szczęścia

 

Zapłonąć światłem szczęścia
 
Dom Pomocy Społecznej to miejsce, gdzie świadczy się usługi socjalno-bytowe i opiekuńcze ludziom starszym, schorowanym, samotnym. Pani Barbara służy tutaj ludziom jako opiekunka, a jednocześnie jako siostra Legionu Maryi niesie podopiecznym pomoc w potrzebach duszy.
    
 
Fot. arch. DPS w Chełmie

Zaraz po szkole pani Barbara podjęła pracę na oddziale onkologicznym. Zaprzyjaźniła się z 12-letnią Marysią, pacjentką szpitala; z drobnym, małym aniołkiem z warkoczykami. Marysia zmarła na raka płuc. Przy śmierci była jej mama, ukochany brat i ona, trzymająca w swojej dłoni małą rączkę. Dziewczynka patrzyła na panią Barbarę, uśmiechnęła się, wypowiedziała jej imię i spokojnie, cichutko odeszła. Pani Barbara nie mogła wtedy zrozumieć, dlaczego to właśnie Marysię Pan Bóg powołał do siebie, takie bezbronne, dzielne, cichutkie dziecko. To był jej pierwszy kontakt ze śmiercią. Potem zmarła nagle mama pani Barbary, a tato zginął w wypadku samochodowym. Przez kolejne trzy lata walczyła z rakiem ukochana siostra Grażynka. 

   - Moja siostra dużo się modliła. Różaniec, Koronkę do Miłosierdzia Bożego odmawiała codziennie. Cały czas żyła dla innych, nie myśląc o sobie. Była bardzo chora i bardzo chciała żyć. Nie musiała nic mówić, gdy patrzyła na mnie, z jej oczu płynęły łzy. Odeszła świadomie, jej oczy patrzyły gdzieś w dal, przed siebie, a usta bezustannie wymawiały: "Ojcze, Ojcze". Wymodliła sobie cichą i spokojną śmierć, do której się starannie przygotowała - wspomina dzisiaj pani Barbara.

Wieczna miłość

    To osierocenie, ta bliskość rzeczy ostatecznych uświadomiły pani Barbarze, że tylko miłość jest wieczna i na ziemi wyraża się w tęsknocie. Towarzyszenie ludziom na ostatnim etapie ich życia doczesnego, takim, którzy już wiedzą więcej i rozumieją więcej od nas, stało się dla pani Barbary osobistym powołaniem. Odnalazła je w Domu Pomocy Społecznej, gdzie ludzie czekają na ten najważniejszy moment ich życia. 

    - Chwile, kiedy tak leżą samotni, w ciszy i cierpieniu, są dla nich chyba wiecznością. Wtedy mówię, aby patrzyli na światło, podążali w jego kierunku. Mówię im o wielkiej miłości Pana Jezusa, o nieskończonym Bożym Miłosierdziu. Proszę, aby się nie lękali, bo czeka tam na nich prawdziwa, czysta, niepojęta przez człowiecze serce Miłość. Odmawiam Koronkę do Bożego Miłosierdzia, trzymam ich za rękę, głaszczę po włosach. Słowa wypowiadam cicho i spokojnie, lecz pewnie, bo wiem, że mówię prawdę - z delikatnością opisuje pani Barbara i dodaje - Nie zawsze jednak tak bywa. Zdarza się, że śmierć przychodzi nagle, nie zapowiedziana: na wózku inwalidzkim w czasie Mszy świętej, w czasie śniadania z nadgryzioną kanapką w ręku, w trakcie obiadu...

Łaska Boża
    Jak narodzenie i życie każdego człowieka jest wydarzeniem niepowtarzalnym tak i każda śmierć. Łaską Bożą jest móc w godzinie śmierci być pomocą dla umierających. Godzina śmierci to bardzo ważny i ostatni moment w duchowej walce o zbawienie. Nie zawsze wtedy człowiek sam ma siłę, aby stoczyć tę walkę, dlatego Kościół tak często modli się za umierających i wzywa nas, abyśmy się nie bali i nie opuszczali naszych bliskich w godzinie ich śmierci. Pani Barbara wie, że umierający już niewiele potrzebuje, ale modlitwy potrzebuje zawsze. Modlitwa dodaje otuchy i pomaga wzbudzić ufność w Miłosierdzie Boże, pomaga przezwyciężyć lęk ufnością serca. W Domu tym jest piękna kaplica, a ksiądz kapelan sprawuje opiekę duszpasterską nad podopiecznymi. Zdarzyło się przed dwoma laty, że pewien 90-letni mieszkaniec Domu, pan Teodor, poczuł się bardzo źle. Wszyscy myśleli, że będzie umierał. Była niedziela, w kaplicy odbywała się Msza święta. Pani Barbara poprosiła księdza o Namaszczenie Chorych dla pana Teodora. Po udzieleniu sakramentu i wspólnej modlitwie, kiedy ksiądz zdejmował stułę, pan Teodor wstał, nałożył pantofle, zasznurował je i zaczął chodzić. "Tak właśnie działa łaska Pana Jezusa" - wyjaśnił ksiądz kapelan, a pan Teodor "chodził" jeszcze dwa lata i odszedł spokojnie do domu Ojca.
Światło Boga
   
 
DPS w Chełmie.
Fot. arch. DPS w Chełmie

 - Pani Zosia natomiast odchodziła długo i bardzo cierpiała. Starałam się być przy niej jak najczęściej i mówić o świetle, o miłości Pana Jezusa, trzymałam za rękę, delikatnie gładziłam po srebrnych włosach, odmawiałam Koronkę do Bożego Miłosierdzia. I tym razem była niedziela. Ksiądz Józef, kapelan Domu, wszedł z Komunią Świętą do sali, gdzie leżała pani Zosia. Usta miała zaciśnięte, oczy lekko przymknięte, ciężko oddychała. Nie mogła przyjąć do serca Pana Jezusa. Zrobiłam to ja, ofiarowując za nią tę Komunię. Wtedy otworzyła oczy, popatrzyła za odchodzącym księdzem, zrobiła ręką znak krzyża, wyszeptała: "dziękuję bardzo" i odeszła spokojna i szczęśliwa do świata, w który zawsze wierzyła - kończy pani Barbara, porównując życie ludzkie do zapalonej w momencie narodzin gromnicy, która w momencie śmierci przygasa, by ponownie zapłonąć światłem szczęścia już w wieczności. 

 gk