Artykuły » Cudowny Medalik

Cudowny Medalik

 

W rodzinnym domu, na komodzie, stał krzyż, świeczniki oraz figurka Matki Bożej. Artysta wykonał ją według własnej wyobraźni, na swój sposób, na pewno doskonały.
Pani z nieba, poprzez tę figurkę, wyrysowała już wówczas w moim dziecięcym umyśle zachwyt i podziw dla jej piękna i bezgranicznej miłości. Wracając myślami do szkolnych lat, pamiętam, że już wtedy rodziło się we mnie pragnienie ujrzenia cudownego wizerunku Czarnej Madonny w Częstochowskim Sanktuarium. Dziecięce marzenia Maryja przemieniła w rzeczywistość. Dziesiątki razy mogłam błagać Jej wstawiennictwo i dziękować za zdane egzaminy, studia, dobrą pracę, męża, macierzyństwo, przynależność do dzieł, których Maryja jest przewodniczką - Apostolstwa Dobrej Śmierci i i Apostolatu Maryjnego. Mogłam dziękować nie tylko przed obliczem Czarnej Madonny, ale i przed wizerunkami w wielu sanktuariach w kraju, Europie i Azji Mniejszej.

 

Od wielu lat mam na szyi zawieszony cudowny medalik, wierząc w słowa wypowiedziane przez Maryję do Katarzyny Labouré w 1830 r. w kaplicy, przy Rue du Bac w Paryżu - wszyscy, którzy będą go nosili dostąpią wszelkich łask, szczególnie jeżeli będą go nosili na szyi. Pamiętam czasy, kiedy cudowny medalik raził osoby, z którymi pracowałam w administracji rządowej. Bez słów zasłaniano mi go apaszką, szalikiem. Choć nie był ze szlachetnego kruszcu nosiłam medalik i noszę nadal na szyi.

 

Sama też przekonałam się o cudownej mocy jego działania. Było lato, lipiec, dobra pogoda. Tego dnia jechałam do pracy samochodem wraz z moim serdecznym kolegą. Samochód był nowy, kupiony kilka dni wcześniej na Zachodzie. Na tylnym siedzeniu siedział mój syn. Oglądał zdjęcia ze swoich 18-tych urodzin, które obchodziliśmy kilka dni wcześniej. Droga szybkiego ruchu, na tym odcinku, była prawie pusta. Tylko na prawym pasie jechał długi samochód - tir z napisem Biała Podlaska. Nagle, zjechał na nasz pas. Na liczniku mieliśmy na pewno ponad 150 km/h. Myślałam, że zginiemy. W tych ostatnich sekundach przyszło mi do głowy - nie zobaczę już nigdy mojego męża i młodszego, 8-letniego syna.

Samochód wypadł na środkowy pas zieleni. Rozpędzone koła rwały trawę z ziemią, żwirem i kamieniami, wywołując ogromny huk. Lęk sparaliżował nam mowę. Kiedy samochód dał się „ujarzmić" unosząc zawieszony na szyi medalik, wydusiłam z siebie: uratowała nas Pani cudownego medalika. Kolega Jan, agnostyk, który ledwo doszedł do siebie, powiedział: Nie to sprawność techniczna auta i mój refleks spowodowały, że żyjemy. Syn jeszcze dziś wspomina, że Bóg dał mu łaskę, zawołania w myślach: Boże ratuj!

 

Bóg tego dnia, za wstawiennictwem Maryi, dał nam szansę dalszego życia. Zrozumiałam, że winno ono być stałą modlitwą o nasze nawracanie się, modlitwą o nawrócenie Jana.
 

 

Dziwne w tym wszystkim było to, że choć przeczuwałam, że zginę, w przeciwieństwie do syna, nie myślałam o Bogu, ale o rodzinie. To była dla mnie najbardziej zatrważająca lekcja. Dowód na to, że na śmierć powinniśmy być zawsze przygotowani, bo nawet w tej ostatniej i chwili życia, nie opuszczają nas sprawy ziemskie. Słowa często powtarzane przez Chrystusa w Ewangelii: „Czuwajcie...Módlcie się! Bądźcie gotowi!" (Mt 25,13) nabrały u mnie szczególnego znaczenia. Uświadomiłam sobie, że Bóg musi być zawsze na pierwszym miejscu, a powiedzenie, że na przygotowanie się do śmierci mam jeszcze czas, bezpowrotnie znikło.
 

 

Jesienią 2004 roku, wraz z grupą pielgrzymów Apostolstwa Dobrej Śmierci, której przewodniczył ks. Antoni Żebrowski MSF, mieliśmy to szczęście uklęknąć przed ołtarzem w kaplicy cudownego medalika u Sióstr Miłosierdzia w Paryżu przy Rue du Bac. Czułam wyjątkową świętość tego miejsca, widziałam gorliwość w modlitwie klęczących tu ludzi, rożnych ras. Nad ołtarzem, Maryja stojąca na globie była tak nam bliska, zapraszająca, darząca łaskami. Z sarkofagu spoglądała św. Katarzyna Labouré, upewniając nas o mocy i cudowności medalika. Tuż koło sarkofagu niebieski fotel, na którym siedziała Najświętsza Panienka, rozmawiając o wyglądzie medalika w 1830 r. ze Św. Katarzyną. To na tym fotelu za wstawiennictwem Maryi, nie tak dawno, Bóg uzdrowił niepełnosprawnego chłopca...

Zel. Lidia Wajdzik - Skoczów
Nadzieja i Życie nr 39/2006