Teksty homilii » Konferencja ks. Romana Siatki na XIII Regionalnym Dniu Skupienia ADŚ 25 maja 2012 r. w Hałcnowie

 OPOWIADANIE – ... aż śmierć nas nie rozłączy - konferencja ks. Romana Siatki na XIII Regionalnym Dniu Skupienia ADŚ 25 maja 2012 r. w Hałcnowie

„Kiedy wróciłem tamtego wieczoru do domu, moja żona przygotowywała kolację. Wziąłem ją za rękę, spojrzałem w oczy i powiedziałem: Musimy porozmawiać. Usiadła i po cichu zaczęła jeść posiłek. Po raz kolejny w oczy rzucił mi się ten ból w jej oczach. Nie potrafiłem wycedzić z siebie ani jednego słowa. Ale w końcu musiałem powiedzieć to, o czym tak długo myślałem – Chciałem rozwodu. W końcu to z siebie wyrzuciłem. Ku memu zdziwieniu nie rozpaczała, zamiast tego zapytała o powód. Starałem się zmienić temat. To ją zdenerwowało. Chlusnęła we mnie wodą ze szklanki i stwierdziła, że nie jestem mężczyzną. Tamtej nocy w ogóle już ze sobą nie rozmawialiśmy. Cały czas płakała. Wiedziałem, że chciała usłyszeć ode mnie co się stała z naszym małżeństwem. Ale nie chciałem dać jej prawdziwego powodu, a nic innego mi do głowy nie przychodziło. Już jej, po prostu, nie kochałem. Było mi jej żal, nic po za tym. 

W poczuciu winy, podpisałem wcześniej przygotowany pozew rozwodowy, oddając jej dom, nasz samochód i 30% w akcjach mojej firmy. Rzuciła tylko na to okiem i podarła dokument. Osoba, która poświęciła mi 10 lat życia, stała się nagle zupełnie obca. żal mi było jej straconego czasu... Ale jej płacz zmienił się w rozpacz, nabrał na sile, czego się spodziewałem. Prawdę mówiąc w tym momencie ulżyło mi. Pomysł rozwodu, który chodził za mną od tygodni, ciążył niczym kamień, w końcu zaczął wydawać się rozsądnym rozwiązaniem. Utwierdziłem się w nim. 

Następnego dnia, wróciłem do domu bardzo późno, zobaczyłem ją piszącą coś przy stole. Nie chciało mi się przygotowywać sobie kolacji, więc udałem się prosto do łóżka. Sen zmógł mnie momentalnie, byłem tak wykończony niesamowitym dniem spędzonym z kochanką. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem ją nadal przy stole, piszącą. Prawdę mówiąc nie obchodziło mnie to, więc obróciłem się na drugi bok i usnąłem. 

Nad ranem przedstawiła mi swoje warunki rozwodowe: Nie chciała ode mnie niczego, ale potrzebowała miesiąca czasu, wtedy da mi rozwód. Poprosiła również, że podczas tego miesiąca oboje zrobimy wszystko, żeby żyć ze sobą jak najnormalniej się tylko da. Jej powód był prosty: Nasz syn miał egzaminy za miesiąc, a ona nie chciała, żeby rozpad małżeństwa rodziców wpłynął na jego naukę i wyniki. To były warunki do zaakceptowania. Ale poprosiła o jeszcze coś. Poprosiła abym przypomniał sobie, jak przeniosłem ją przez próg sypialni w dniu naszego ślubu. 

Poprosiła, abym każdego dnia w ciągu tego ostatniego miesiąca naszego małżeństwa, niósł ją w ten sposób z naszej sypialni aż pod drzwi wejściowe. Pomyślałem, że jej odbiło. Ale chcąc doprowadzić do końca nasze małżeństwo i rozpocząć życie z moja przyjaciółką, zgodziłem się. Opowiedziałem więc kochance o warunkach rozwodowych mojej żony. Śmiała się i powiedziała, że to absurd. Powiedziała również, że bez względu na sztuczki, jakie wymyśli moja żona, w końcu będzie musiała się pogodzić z końcem jej małżeństwa. 

Między moją jeszcze żoną a mną nie było żadnej bliskości uczuciowej. Od dawna, Nawet zwykły dotyk był nam obcy. Więc kiedy, po raz pierwszy od dnia naszego ślubu, wziąłem ją w ramiona i przeniosłem z sypialni pod drzwi wejściowe, oboje czuliśmy się nieswojo i niezdarnie. Nasz syn wtórował całej sytuacji oklaskami. Patrzył na nas z uśmiechem i radością. Sprawiło mi to trochę bólu wewnątrz, wiedząc co się stanie za miesiąc. Trzymając ją tak w ramionach zatrzymałem się przed drzwiami. Spojrzała na mnie, zamknęła oczy i wyszeptała, bym nie mówił ich synowi 

o rozwodzie. Kiwnąłem głową, czując wewnątrz jakiś dziwny ból. Postawiłem ją na nogi, po czym pozwoliłem odejść na autobus, którym jechała do pracy. Sam pojechałem do swojego biura. 

Drugiego dnia, poszło nam o wiele łatwiej. Wślizgnęła mi się na ręce, opierając się o klatkę piersiową. Zapach jej perfum momentalnie mnie uderzył. Zdałem sobie sprawę, że przez lata, wiele szczegółów umknęło mi, przestałem patrzeć na nią jak na kobietę. Zauważyłem, że nie była już taka młoda. Jej twarz otaczały zmarszczki, włosy u podstawy posiwiały. Nasze małżeństwo wyraźnie zaznaczyło swoje ślady na jej ciele. Przez moment, zacząłem się zastanawiać, co takiego jej zrobiłem.

Czwartego dnia, kiedy ją unosiłem, poczułem przez chwilę ten błysk intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną, niczym przed laty. Patrzyłem na kobietę, która poświęciła mi 10 lat swego życia... 

Szóstego dnia zacząłem coraz bardziej komfortowo czuć się, niosąc ją we własnych rękach. Zatracone wspomnienia znów ożyły... ale absolutnie nie powiedziałem o tym kochance. 

Pewnego ranka, zobaczyłem żonę, jak wybiera – co na siebie włożyć. Westchnęła: Wszystkie zrobiły się jakieś takie duże. Zdałem sobie sprawę, że strasznie straciła na wadze, dlatego z taką łatwością nosiłem ją każdego dnia. Ale jakby podświadomie dotarłem do jej myśli – ona w sobie nosiła tyle żalu, smutku i bólu. W tym momencie wszedł nasz syn i powiedział: „Tato, czas abyś zaniósł mamę do wyjścia. Dla niego widok ojca niosącego jego mamę do drzwi wyjściowych stał się nieodłącznym rytuałem dnia. Moja żona przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. Odwróciłem głowę, bojąc się że moje wzruszenie się uzewnętrzni i zmienię decyzję. Wziąłem ją w ramiona i zszedłem z nią te 10 metrów pod drzwi wyjściowe naszego domu. Czułem jak jej dłoń oplata moją szyję. Trzymałem ją w ramionach i nagle poczułem jakby czas się cofnął o 10 lat. Zasmuciła mnie tylko jej wątła sylwetka... 

Tego ostatniego, 30. dnia, kiedy trzymałem ją w ramionach, poczułem jak każdy krok stawiam z trudem. Nasz syn już dawno był w szkole. Trzymając ją tak w ramionach, spojrzałem na nią i powiedziałem, że zdziwiło mnie jak brak serdeczności i czułości między małżonkami wpływa na ich związek. Pojechałem do biura. Wszystko działo się tak szybko. Wyskoczyłem z samochodu, nawet go nie zamykając, nie chciałem dopuścić do siebie żadnych wątpliwości. Wszedłem na górę. Moja kochanka otworzyła mi drzwi. Spojrzałem jej głęboko w oczy a ona jakby już wiedziała, co za chwilę powiem. 

Oznajmiłem jej, że jest mi bardzo przykro, ale nie chcę rozwodu. Spojrzała niczym porażona. Powtórzyłem, jak bardzo mi przykro, i że się nie rozwiodę. 

Dotarło do mnie, jak wiele poświęciła dla mnie żona, jak brak troski o to, co tak powszednie, ale tak ważne, wpłynęło na relację między nami i jak zaniedbałem nasze małżeństwo, kobietę, która była przy mnie przez 10 lat, dała mi na świat syna. I być może zrozumiałem to dopiero teraz nosząc ją przez ten miesiąc na rękach. Dlatego będę pracował nad sobą i naszym małżeństwem i zrobię wszystko co w moich siłach, aby nosić ją do końca naszych dni, tak jak sobie przyrzekliśmy przed ołtarzem, w dniu naszego ślubu. 

Moja przyjaciółka, a właściwie kochanka - jakby oprzytomniała i poczułem silny plask na swoim policzku. Zamknęła za mną drzwi i słyszałem jak płacze. Zszedłem na dół i odjechałem. Po drodze zatrzymałem się w kwiaciarni i zamówiłem bukiet kwiatów dla mojej żony. Sprzedawczyni zapytała co ma widnieć na kartce przy bukiecie? Uśmiechnąłem się i napisałem: „Będę Cię nosił w ramionach każdego ranka, aż śmierć nas nie rozłączy”. 

Tego dnia wróciłem szybciej do domu, trzymając bukiet w dłoni. Byłem strasznie szczęśliwy, czułem uśmiech na mojej twarzy. Wszystko nabrało zupełnie nowych, niesamowicie świeżych barw. Wbiegłem po schodach na górę. Leżała na łóżku. Nie ruszała się. Była martwa... Jak się okazało, moja żona chorowała na raka od wielu miesięcy. Walczyła z tą straszną chorobą, przegrywała, będąc w stadium termalnym. Byłem tak zajęty sobą, że tego nie zauważyłem. Wiedziała, że jej czas się kończy, dlatego sprawiła mi swój ostatni dar. Chciała mi oszczędzić reakcji syna, jego poczucia winy względem mnie i naszych relacji w przyszłości. Wiedziała, że gdyby rozwód doszedł do skutku, nasz syn znienawidziłby mnie. Przynajmniej w oczach naszego syna, nadal byłem kochającym ojcem... do samego końca. 

Niekiedy bardzo ważne stają się te drobne szczegóły naszego życia, bo one nadają mu smak. Nie chodzi o posiadłość, samochody, konto w banku. One jedynie mogą stworzyć warunki, w których żyje się szczęśliwie, ale nie dadzą samego szczęścia. Nie traćcie więc z zasięgu wzroku najprostszych gestów. One nas niosą.