Poezja » Ballada o nienarodzonym - Ligia Gepfert

BALLADA   O   NIENARODZONYM

Wyrok już zapadł, choć sądu nie było...
Śmierć! Lecz nie karą. bo i winy nie ma;
Pewnie Piłatów kilku ręce myło,
Na żadnego nie spadnie anatema!

Judasza srebrnik opłacił śmierć moją.
Jego pocałunek na śmierć sposobi;
Cofnąć mękę nie było wolą Twoją.
Teraz Tato śpisz, już szaro się robi...

W łonie mej matki - jak w oliwnym gaju.
Czekam na kielich i krwi potem spływam.
U prawdziwego Ojca będę w raju.
Lecz mój niemy krzyk z piersi się wyrywa!

Mój krzyż jest ciężki, a Szymona - nie ma,
Brak Weroniki, by mą twarz otarła,
By choć matkę wzruszyła męka niema.
Nie! Jak Piotr ongiś - też się mnie zaparła...

Moją zbrodnią było to żem istniało.
Żem tylko żyło. kochać chciało wielce.
Ty - biały kacie - wbiłeś lancet w ciało.
Przekłuwając na wylot moje serce!

Grzmot! Czy się rozległ?! Zasłona - rozdarta?!
Taki znak był ongiś! Ktoś go pamięta?
Ile jest teraz Męka Pańska warta.
Czy wola Boga nadal jeszcze święta?!

Ciało zawinięto w całun - z ligniny.
Nie przykryto wcale - nawet trumny wiekiem.
Wodą spłukano, topiąc swoje winy.
Bom płodem ledwie dla nich - nie człowiekiem!

Grobem sumienie, co rodziców boli.
Kamieniem cięży aż po kres żywota.
Epitafium pamięć ryje bez woli
Najtrwalszy, krwawy napis - nie ze złota.

Nie zmyje go deszcz, ani czas nie zetrze.
Nie zniszczy także dziejowa zawiłość.
Sumienie nie jest chorągwią na wietrze.
Tu pogrzebano najprawdziwszą Miłość...

Ligia Gepfert