Artykuły » Cuda i Łaski Boże - nr 11/71 listopad 2009 » W kręgu różańcowych tajemnic

 

W kręgu różańcowych Tajemnic
 
Pani Jolanta zmarła 4 lutego br., we wspomnienie św. Weroniki - odważnej Świętej pierwszych wieków chrześcijaństwa, która otarła twarz Panu Jezusowi. Nie wypowiedziała na drodze krzyżowej ani jednego słowa, a jednak swoją postawą uczy nas trudnej sztuki milczenia wobec cierpienia, chroni od pokusy łatwych tłumaczeń, tanich pocieszeń, uczy zwyczajnego towarzyszenia.
Pozostała z nami na zawsze
    
 
 

 Pani Jolanta miała 39 lat. Była żoną, matką, nauczycielem, wychowawcą. Na cmentarzu w Rzeszota-rach żegnało ją wielu ludzi. Pozostanie w ich sercach, zapamiętają jej głos pełen ciepła, jej dobroć, tak wiele serdeczności.

Z listu męża do Arcybiskupa: "(...) Kiedy trzy lata temu żona zachorowała na raka piersi zaczęliśmy doceniać i życie i siebie nawzajem. Całą rodziną pielgrzymowaliśmy do Ziemi Świętej. Tam na miejscu w sposób szczególny przeżyliśmy Tajemnice Światła. Odnowiliśmy sakramenty Chrztu Świętego w Jordanie i sakrament małżeństwa w Kanie Galilejskiej. Słuchaliśmy Ewangelii na Górze Błogosławieństw i na Górze Tabor. Modliliśmy się w Wieczerniku, na Górze Oliwnej i przy Grobie Pańskim. Do pielgrzymki może nawet by nie doszło, gdyby nie Opatrzność, która zawsze nad nami czuwała. Wspomnę tylko, że u żony wykryto jeszcze kamień w nerce tak duży, iż nie można go było rozbić laserem. Po pielgrzymce do Gidel badania nie wykazały kamienia, lecz tylko zwapnienie tkanki. Powrót do domu, powrót do pracy. Żona pracując w szkole zawsze uważała, że służy swoim uczniom. Poświęcając maksimum energii, wkładała w swoją pracę całe serce. Była doceniana przez dzieci, ich rodziców i nauczycieli.

    W październiku badania wykazały u żony przerzuty. Był to rak mózgu i rak kości. Rozpoczął się okres Trzeciej Części Różańca. Pozostało niewiele czasu. Jak trudno żyć z tą myślą! Jak trudno byłoby przeżyć jeden dzień, gdyby nie modlitwa. Odmawiamy koronkę do Miłosierdzia Bożego, a wieczorem Różaniec Święty. Żona ma okropne bóle kości. Ból, który nie pozwala złapać oddechu przypomina mi biczowanie Pana Jezusa. 

   Następują bóle głowy i znowu analogia z koroną cierniową. Mówię żonie o moich skojarzeniach, a ona w swojej prostocie i czystości serca mówi tylko, że nie chce umierać. Wybrała modlitwę jako drogę uzdrowienia. Modli się dużo w różnych intencjach. Mobilizuje do modlitwy wiele osób. Przed Świętami Bożego Narodzenia, dokładnie 8 grudnia Matka Boża otacza nas opieką i żona zostaje przyjęta do szpitala. Naświetlanie pozwoli przeżyć żonie jeszcze dwa miesiące. Żona wychodzi ze szpitala w ciężkim stanie ze skierowaniem do hospicjum. Wraca jednak do domu w poniedziałek i w środę udaje nam się zorganizować wspaniałą Wigilię, w której uczestniczy cała najbliższa rodzina, ponad dwadzieścia osób. 

   Wspaniale przeżyliśmy okres Bożego Narodzenia. Dobrze jest mieć Dobrą Wiarę i Nadzieję i mieć kogo kochać. Na początku bałem się, jak to będzie. Przy żonie nauczyłem się, że nie należy się bać - nawet śmierci. Do końca pozostała w domu. Zmarła cicho tak, jak żyła. W nocy 4 lutego o godzinie 2.30. Kiedy odmówiłem ostatnią cześć Tajemnicy Światła i zakończyłem modlitwę "Pod Twoją Obronę", żona przestała oddychać. Trzymałem ją za rękę i nie czułem, aby odchodziła, ale jak gdyby pozostała na zawsze ze mną, z nami. Obudziłem dzieci śpiące za ścianą i pomyślałem, że to była dobra śmierć. Chciałem na nagrobku żony wypisać jedno z Ośmiu Błogosławieństw, ale wtedy zorientowałem się, że wszystkie do Niej pasują. Na Mszy świętej pogrzebowej czytano Ewangelię według Św. Mateusza i kazanie dotyczyło Ośmiu Błogosławieństw w życiu mojej żony. Mam nadzieję, że nie będzie bluźnierstwem to, co jeszcze napiszę. W przeddzień śmierci pielęgniarki, które przybyły, aby podłączyć żonie kroplówkę nie znajdując dobrej żyły na wkłucie czynią jej rany na dłoniach i lewej stopie. Blizna po operacji na prawej piersi i te rany na rękach i nodze wyraźnie wskazywały, że to Jezus Ją w ten sposób naznaczył. Kiedy żyła, modliliśmy się o Jej uzdrowienie. Teraz modlimy się tak: 

    "Dobry Boże prosimy Cię abyś zanurzył naszą rodzinę w Nieskończonym Miłosierdziu Swoim. Prosimy Cię Panie Jezu, abyś przyjął Jolantę do Królestwa Niebieskiego. Duchu Święty prosimy Cię, abyśmy byli godnymi świadkami Miłosierdzia Bożego". 

   Takie jest moje świadectwo o najlepszej osobie jaką znałem. Matko Boża miej nas w Swojej Opiece".

Żyła Bogiem
   

    Ksiądz Tomasz Bajer polecając Miłosierdziu Bożemu duszę śp. Jolanty, whomilii pogrzebowej powiedział pięknie: 

    "Pośród nas żyją różni ludzie. Ale instynktownie sercem wyczuwamy, że czasami spotykamy kogoś, kto jest jak światło. Ludzie, których obecność rozprasza każdy centymetr ciemności w naszym życiu, w naszym sercu. Szukamy ich obecności, pragniemy być blisko nich, chcemy ich słuchać, czasami chcemy na nich tylko patrzeć. Potrzebujemy przebywać blisko nich, w zasięgu ich serca, bo wiemy, że my od nich tak wiele bierzemy, tak wiele czerpiemy dla siebie, dla swojego wnętrza. Ich obecność, ich słowo, ich miłość potrafi niczym promień światła przebić to wszystko, co w naszym życiu jest ciemne, trudne. I doskonale wiemy, że spotkanie takiego człowieka w życiu jest wielką łaską. My wszyscy, którzy ze śp. Jolantą się zetknęliśmy wyczuwaliśmy, że ona nosi w sobie to światło, że ona tym światłem promieniuje na otoczenie. Promieniuje jako Matka i Żona w domu i w rodzinie, promieniuje jako nauczycielka w klasie, w pokoju nauczycielskim i w szkole, promieniuje jako koleżanka w swoim otoczeniu. Ale to kim była i jaka była śp. Jolanta wynikało z głębokiego życia wiarą. Życie wiarą sprawiało, że było w niej tyle miłości. Życie wiarą sprawiało, że było w niej tak wielkie zaufanie Panu Bogu. Nawet w chorobie tak straszliwie cierpiąc mówiła: "Jaki Bóg jest dla mnie dobry!" Żadnych pretensji, żadnego żalu, tylko takie wielkie zaufanie Bogu…Często gdy kogoś podziwiamy to pytamy "Skąd on to w sobie ma?" U śp. Jolanty źródłem wewnętrznej siły były: częsta Komunia święta, codzienny Różaniec i Koronka do Bożego Miłosierdzia, nabożeństwo do Niepokalanego Serca Najświętszej Marii Panny w każdą I sobotę miesiąca. Mówiła: "Modlitwa tak bardzo mi pomaga. Ja nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie Różaniec...". Ona żyła Bogiem jako Matka, jako Żona, jako nauczycielka, jako człowiek. (...) I głęboko wierzymy, że w jej pięknym życiu matki, żony, nauczycielki, wychowawczyni, spełniła się już ta tajemnica, o której dzieci z Arki Noego tak pięknie śpiewają: "Ja nie umieram, ja tylko zasypiam. Gdy oczy otwieram, Jezusa spotykam..." Święta Weroniko, patronko naszej bezsilności i bezradności, módl się za nami. 

    gk, mp